Kiedy komplet naszych drużyn wywalczył awans do najwyższej dywizji było dla nas jasne, że czeka nas teraz ogromne wyzwanie i, delikatnie mówiąc, nie zawsze wszysko będzie wyglądało różowo. Pierwsze wyniki jasno pokazują, że do czołówki okręgu naszej młodzieży jeszcze trochę brakuje. Niektórych “braków” zapewne nigdy nie zniwelujemy.
To co w zasadzie w każdym meczu rzuca się w oczy, to warunki fizyczne naszych rywali. Są więksi, silniejsi, a to momentami tworzy ogromną przewagę, której w tym wieku zniwelować często się nie udaje. Jasne, chłopaki są waleczni. Czasami zwyczajnie nie starcza płuc, żeby przeciwstawić się większym rywalom od pierwszych do ostatnich sekund.
W tym tygodniu najlepiej zaprezentowali się chłopcy z rocznika 2013, którzy w starciu z warszawskim MUKS Basket grali tak, jak zawsze. Byli waleczni, ciężko pracowali w obronie. W pierwszej połowie trochę zabrakło skuteczności w ataku i wyniki uciekł. W czwartej kwarcie udało się odrobić kilka punktów, ale jednak o zwycięstwie nasi najmłodsi reprezentanci myśleć nie mogli.
Chłopcy z rocznika 2012 wspierani młodszymi kolegami mieli okazję zagrać z Akademią Koszykówki Komorów i tutaj zdecydowanie nie ma czego komentować. Oględnie rzecz ujmując nie był to najlepszy mecz w wykonaniu naszych zawodników. 12 punktów zdobytych w ciągu pierwszych trzech kwart i bardzo chaotyczna gra… No nie tego oczekujemy po chłopcach, którzy od kilku lat trenują koszykówkę.
Prawdziwy dramat przeżyli w tym tygodniu chłopaki z rocznika 2010. W ostatim czasie szło im co najmniej nieźle. Trzecie miejsce w turnieju przedsezonowym, czy drugie miejsce na turnieju w Mrągowie pokazały, że stać ich na dobrą grę, a przy odrobinie szczęścia jakiś sukces w rozgrywkach WOZKosz. Niestety nic z tego nie wyszło, bo w meczowy weekend drużyna wchodziła zdziesiątkowana chorobami. Do starcia z warszawską Polonią przystępowaliśmy w ledwie 8-osobowym składzie. Dzień później, kiedy naszą drużynę podejmowały bardzo mocne “Dziki” do protokołu meczowego wpisanych zostało ich… tylko siedmiu. Brak aż sześciu zawodników okazał się miażdżący. W żadnym z meczów ferajna nie potrafiła nawiązać walki. Paradoksalnie dużo lepiej zaprezentowali się w drugim starciu. Jasne, brakowało fizyczności (nic nowego). co za tym zwyczajnie sił, ale towarzystwo potrafiło zagrać sporo fajnych akcji, a to przełożyło się na ogólne zadowolenie z meczu rozegranego w tych arcy trudnych warunkach.
Nie wymięka! BIAŁOŁĘKA