W te kilka ostatnich dni zobaczyliśmy na parkiecie wszystkie nasze „ligowe” reprezentacje. Zaczęli chłopcy z rocznika 2011 goszcząc na hali BOS kolegów z Płocka. W sobotę „najechały nas” Dziki z warszawskiej Ochoty. To były dwa ciężkie mecze, ale na pewno zebraliśmy wiele cennych doświadczeń. Wreszcie w poniedziałek do Piaseczna wybrał się rocznik 2010.
Zacznijmy może od naszych najmłodszych reprezentantów uczestniczących w rozgrywkach rocznika 2013. W sobotę przyszło im się zmierzyć z bardzo dobrą drużyną. Warszawskie Dziki to mazowieccy dominatorzy, którzy po tym meczu mogą się poszczycić bilansem 9-ciu zwycięstw oraz ani jednej przegranej na koncie. Nic też dziwnego, że nasza drużyna, złożona przecież w dużej części z chłopców o rok młodszych, miała problemy z dotrzymaniem kroku przeciwnikom. Ich czas, jak to się mówi, jeszcze nadejdzie. Na razie cieszy nas ich zapał i determinacja oraz kolejne udane akcje. W tym meczu z pewnością ich nie zabrakło. Biorąc to pod uwagę wysoka przegrana zupełnie nas nie martwi.
Niewiele dobrego możemy niestety powiedzieć o starciu naszej drużyny grającej w rozgrywkach U13M. Tutaj również graliśmy z Dzikami, ale różnica jest zdecydowanie zbyt duża. Niełatwo gra się z tak doświadczoną drużyną, kiedy w składzie brakuje kluczowych zawodników. I na tym może poprzestańmy.
Wizyta drużyny z Płocka, która w ramach rozgrywek U15M WOZKosz mierzyła się z reprezentantami z rocznika 2011 była dość jednostronnym widowiskiem. Nasza drużyna potrafiła grać bardzo skutecznie – zarówno w ataku, jak i obronie – pierwsze dwie odsłony wygrywając w sumie blisko 50-ma punktami.
W zasadzie tego samego oczekiwaliśmy po naszych najstarszych reprezentantach, którzy w poniedziałek zawitali do Piaseczna. I owszem, w obronie wszystko działało naprawdę nieźle i to głównie dlatego mogliśmy być spokojni o wynik końcowy. Atak, delikatnie rzecz ujmując, pozostawił jednak wiele do życzenia. W oczy rzucała się zdecydowanie zbyt duża liczba strat. Drużyna miała spore trudności z poradzeniem sobie z „zoną” na całym boisku popełniając absurdalne 46 strat piłki. Na usprawiedliwienie chłopaków powiedzmy, że był to pierwszy raz, kiedy zetknęli się z „czymś takim” na boisku. Miejmy nadzieję, że przy kolejnych okazjach zachowają nieco więcej zimnej krwi i zamiast „nerwowych ruchów” przypominających czasami bicie głową w mur będą potrafili pokazać się z nieco lepszej strony.
Jeżeli chodzi o rozgrywki WOZKosz nasze drużyny w większości zagrały już wszystko, co było do zagrania. Chłopcy z rocznika 2010 zagrają jeszcze w sobotę w Płocku, a potem Święta.
Nie oznacza to bynajmniej, że kończymy już w tym roku z basketem. Wręcz przeciwnie. Najbliższy weekend zapowiada sięcałkiem aktywnie o czym opowiemy (o ile przedświąteczne przygotowania nie przeszkodzą) tuż po jego zakończeniu.
* * * * *
Nie wymięka! BIAŁOŁĘKA