Reprezentanci Wisły Płock okazali się drużynowo zdecydowanie słabsi od naszych podopiecznych. Wynik rzecz jasna cieszy, ale myli się ten, kto uważa, że trener Tomasz Wiśnik był zadowolony z gry swoich podopiecznych. Zbyt często stał koło ławki trzymając ręce w kieszeniach, by można było wysnuć taki wniosek 😉
Mecz od pierwszych chwil układał się po myśli naszej drużyny. Po naszej stronie był ruch, zbiegnięcia, podania, a kolejne akcje kończyły trafienia do kosza. Wynik otworzyli co prawda rywale zdobywając punkt z linii rzutów wolnych, ale potem, przez kolejne dziewięć minut uzbierali ledwie 3 “oczka” wobec aż 24 punktów reprezentantów Białołęki.
Podopieczni trenera Wiśnika ewidentnie byli w gazie, jednak druga kwarta to istna hekatomba złych decyzji, a przede wszystkim nieskuteczności rzutowej. Pewien progres w tej materii zobaczyliśmy dopiero pod koniec tej odsłony, ale postawa naszych zawodników daleka była od tej, jaką prezentowali w pierwszych minutach starcia. Na dowód tego wystarczy przytoczyć wynik tej części meczu – 13:13. Gaz gdzieś uleciał, a trenerowi pewnie nie raz wymknęło się spod nosa jego ulubione w takiej sytuacji hasło: “Mongolia!” 🙂
Po zmianie stron sprawy nadal układały się najwyżej przeciętnie. Było dużo walki i całkiem niezłej obrony. Nadal widzieliśmy jednak zbyt dużo nieprzemyślanych decyzji, a momenty dobre intensywnie przeplatały się z czymś, co w przypadku naszej grupy z rocznika 2010 zwyczajnie nie powinniśmy nazywać już koszykówką. 10 punktów zdobytych w trzeciej części meczu najlepiej świadczy o tym, że coś tu nie grało.
Wreszcie nadeszła ostatnia kwarta, która trenerowi Tomkowi Wiśnikowi z pewnością przywróciła wiarę w chłopaków. Obrona nadal stała na zadowalającym poziomie. Wreszcie zobaczyliśmy trochę dobrych akcji ofensywnych kończonych trafieniami do kosza. Mecz zamknęliśmy kwartą wygraną 26:6.
To, do czego można mieć największy żal, to fakt, że chłopcy nie potrafili utrzymać stabilnej formy ofensywnej przez całe czterdzieści minut. Owszem, tablice może nie były takie jak “nasze”, a obręcze “nie żarły piłki”, ale nic nie usprawiedliwia chaosu, jaki przez długie minuty panował na parkiecie. W zasadzie tylko w pierwszej kwarcie widzieliśmy fajne akcje typu “give&go” oparte na ruchu bez piłki. Im mecz trwał dłużej, tym było ich mniej, a każdy z chłopaków chciał coś ugrać po swojemu. Raz wyszło, raz nie i stąd tak słabe wyniki po atakowanej stronie boiska.
Z plusów warto pochwalić obronę, która nie pozwalała za bardzo rozwinąć skrzydeł rywalom. Poza feralną drugą odsłoną w żadnej z pozostałych przeciwnicy nie zdobyli więcej niż 6 punktów. Powoli widać u naszych podopiecznych chęć gry zespołowej opartej na wymianie dużej liczby podać i ruchu bez piłki. Chłopcy jednocześnie nie zapominają, że potrafią coś zagrać indywidualnie. Widać więcej odwagi w ich grze, a to z czasem na pewno zaprocentuje.
Za tydzień mamy mecz “u siebie” z MUKS Piaseczno. Będzie okazja do pokazania się z trochę lepszej strony. Nie wątpimy, że naszych chłopaków na to stać.
Nie wymięka! BIAŁOŁĘKA